500 km dalej, inna kuchnia, mniej sprzętów (olaboga, nie mam piekarnika!), ale jedno jest niezmienione - idzie wiosna :) Dlatego zaszalałam, kupiłam owoc mango i zrobiłam lody. Były dobre na śniadanie, jeszcze lepsze na 'poobiad' i została mi jeszcze odrobina na... specjalną okazję (która na pewno się nadarzy). Oto lody, lody nietypowe, lody pysznie owocowe!
* jak dobrać się do mango? Istnieje kilka 'szkół'. Ja robię to tak: ustawiam owoc w pionie i kroję wzdłuż w 1/3 szerokości (tak żeby ominąć pestkę). To samo robię z drugim 'boczkiem'. Mam teraz trzy kawałki. Boczki traktuję tak: nacinam w kratkę i wyciągam ze skórki łyżeczką. A środkową część pozbawiam pestki przy użyciu noża. Dzięki tej metodzie minimalizuję straty w soku (o tyle o ile).
Jest jeszcze drugie ważne pytanie: jak kupić dobre mango? To jest nie lada sztuka, co do której ja stosuję zasadę "na zamknięte oczy". Metoda oczywiście zawodna :D, niektóre owoce musiałam wyrzucać, bo ich smak przyprawiał mnie o mdłości. Ale dzisiejsze mango było udane, ole!
Kraków budzi się wiosennie. Mój telefon nie mógł tego przegapić :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz